bo to cytat dosłownych zarzutów - w tej formie usłyszy to kobieta, ale rozmówca albo w ogóle nie przekaże swoich zarzutów jej mężowi i dzieciom, albo zrobi to w formie łagodniejszej
jakby co to Magda Bigaj jest w ICO (instytut cyfrowego obywatelstwa) i tam jest do niej e-mail, możesz dopytać. Nie wiem, jakie ma do tego podejście - zauważyłam, że ludzie różnie do tego podchodzą (w fedi także).
fajnie to podsumowała (niestety na fb - i jakby ktoś chciał znowu jakieś przeklejki robić to niech się jej najpierw o zgodę zapyta) Magdalena Bigaj bazując na artykule Anny Wittenberg: https://www.facebook.com/magda.bigaj/posts/pfbid0yFWqKapjGr9j4f7PfWqVjYySPWfj2kC6EV6HRNcXb21iUvza1nwdD1qveqrwek5el
no nie. Po pierwsze przeciętny rodzic nie ma pojęcia, jak działają algorytmy uzależniające socialmediów - rodzice wyrastali w innych czasach. Przekładając to na inną bańkę: to trochę jakby w butelkach od soczków bobofrut nagle zacząć sprzedawać wódkę, jednocześnie wciąż reklamując je jako coś zdrowego.
Po drugie: ani rodzic, ani dziecko nie ma wpływu na to, co mu wyświetlają algorytmy, a Meta ma. To korporacje bombardują użytkowników szkodliwymi treściami, nie rodzice.
Po trzecie: jak sobie taką kontrolę wyobrażasz? Rodzice rezygnują ze wszystkiego aby pilnować, co im dzieciom wyświetla się w telefonie - a kto wtedy będzie pracować i zarabiać na życie? Przy trójce dzieci, jeśli jeden rodzic będzie się gapić w telefon jednego dziecka, drugi - w drugiego dziecka - to i tak trzecie pozostanie niepilnowane, a dzieciaki będą mieć poczucie wiecznej kontroli i braku prywatności. Poza tym rodzic i tak będzie tylko jeden, a szkodliwych treści w internecie - wiele. Edukacja w kwestii higieny cyfrowej jest ważna - ale jak w Polsce NASK z Ministerstwem Cyfryzacji chcą to robić rękami BigTechów, to sorry…To jakby edukację alkoholową warunkować od wypicia paru głębszych, zanim kogoś w ogóle wpuścisz na warsztaty, o szkodliwości tytoniu uczyć zmuszając do wypalenia papierosów itp
miałam podobne skojarzenia :-)
jeśli byłaby zgoda sądu - sprawa wyglądałaby inaczej, ale z tekstu wynika, że żadnej zgody sądu nie było. Służby bawią się podsłuchami bez żadnego sądowego trybu. Sąd z definicji jest bardziej nastawiony na praworządność, więc pewnie dałby coś w stylu “weźcie tylko te materiały które dotyczą sprawy”. Zasada proporcjonalności. Służby - wręcz przeciwnie, są z definicji nastawione na nękanie i traktowanie wszystkich jak przestępców i fakt, że zabrali zdjęcia dzieciaków, bo w oczach takiego prokuratora czy pana z abw dzieciak jest z automatu proputinowskim szpiegiem świadczy raczej o tym, że to właśnie odautorska akcja służb i że sąd nie miał z tym nic wspólnego…A że sprawa ciągnie się od 2021 roku - to spokojnie można było zgodę sądu załatwić. Przy zgodzie sądu służby dostałyby dostęp tylko do akt powiązanych ze sprawą. A tutaj mają dostęp do wszystkich - jeśli przykładowo radczyni prowadziła sprawę rodzinną jakiejś żony pana z ABW, cywilną - bo sąsiad prokuratora miał z nim jakiś problem, czy zwykłą sprawę aktywistyczną (chociażby o protesty kobiet - jak ktoś szuka adwokata to zwykle sprawdza, czy jest dobry i tani, a nie, jakie ma poglądy) - to teraz służby mają dostęp do wszystkiego.
A swoją drogą - to jakaś plaga wśród służb z tym dopominaniem się dostępu do zdjęć dzieci. I mam nadzieję, że jakieś instytucje zajmujące się prawami dziecka prędzej czy później to uregulują.
fanką antyszczepionkowców nie jestem, poza tym wiadomo tyle, co w tekście, więc niewiele, ale…radczyni prawna, dziennikarz…to chyba podlega jakimś dodatkowym obostrzeniom? nie powinien o tym decydować sąd, a nie jeden pan z ABW z drugim panem z prokuratury? Za jednej ekipy były naloty na lekarzy, bo a nóż któraś z pacjentek zrobiła aborcję. Za kolejnej - naloty na prawników czy dziennikarzy bez zgody sądu (a przynajmniej tak wynika z tekstu) - więc siłą rzeczy ABW dostaje też dane niepowiązane ze sprawą. Nie wygląda to zbyt demokratycznie…
to ciągle za mało żeby to nazwać inteligencją
“to ciągle za mało żeby to nazwać inteligencją” - w “sztucznej inteligencji” nie chodzi o to, czy jest “inteligentna”. A to, co AI potrafi, przysparza masy problemów już w chwili obecnej
Jak najbardziej - prawo do własności i zarobków to prawo do godności. Można dyskutować nad granicami, prawami pracowniczymi itp. - ale zdecydowanie prędzej dogadam się z “kapitalistą”, który żyje z wynajmu pokoi niż z kimś, kto będzie domagał się “równania w dół” i odebrania ludziom ich własności w imię “skoro ja gnieżdżę się w akademiku w 3osobowym pokoju, to inni nie powinni mieć prawa do własnego mieszkania”. Dla mnie drobni twórcy są na początku kolejki - o korporacje się nie martwię, one sobie zawsze poradzą. A freelancerzy już niekoniecznie. Zwłaszcza, że za wrogów uważa ich najwyraźniej także część tzw. “lewicy”…
nie liczyłabym na to, że to zajmie “wiele lat”. Już teraz nieraz ciężko odróżnić, co napisał człowiek, a co sztuczna inteligencja. W Porto Allegro rada miasta przepchnęła uchwałę wygenerowaną przez ChatBota, także ten…
A odnośnie “nowego rodzaju licencji” - przydałaby się.
Bo żyjemy “tu i teraz”, twórcy i twórczynie wykonują swoją pracę “tu i teraz” i muszą się z niej utrzymać “tu i teraz”. Niezależnie od teoretycznych rozważań losowych osób, takich jak Ty czy ja, odnośnie tego, co jest “lewicowe”, a co “kapitalistyczne”. To “tu i teraz” decyduję o tym, czy przerzucę grafikę lub tekst z facebooka na szmer bez zgody właściciela/ki profilu. To tu i teraz decyduję, czy informując o czymś podam źródło informacji - co też świadczy o szacunku do autora/ki. To tu i teraz decyduję, czy kupię torebkę za 200 zł od rękodzielnika/czki, czy “taką samą w chińskim sklepie za 10 zł!!” - jak zachęcają niektórzy, czy nie kupię w ogóle uznając, że skoro nie stać mnie na tą za 200 zł, to bez tej za 10 zł też się obędę.
A kwestie pracownicze w organizacjach to osobny problem, ale przede wszystkim: wielu twórców i twórczyń to silne indywidualności i niekoniecznie dobrze czułyby się w strukturze organizacji. Organizacje powinny istnieć jako jedna z form, ale nie jako jedyna. Założenie, że potrzeba od razu 5 osób (taki był ostatnio wymóg przy spółdzielniach) udupiłoby wiele wartościowych projektów już na starcie. Twórcy i twórczynie już teraz mają dość ciężko, bez konieczności obowiązkowego szukania jakiejś organizacji
dla ciebie podstawową funkcją jest wyzysk, dla twórcy czy twórczyni - ochrona jej pracy. Czyli właśnie tego wzoru swetra czy innego dzieła. To, że ciężko im się z twórczości utrzymać (czasami się da - weź chociażby Miłosza Szymańskiego z Za Rubieżą, który żyje tylko z tego) jest argumentem za tym, by bardziej ich pracę chronić a nie, by odbierać im prawo do, i tak niewielkich, zysków z niej. A co do modelu wolnego oprogramowania - sorry, działałam w indymediach, ale wolontariat to wolontariat, a praca zarobkowa to praca zarobkowa. Byli tacy jedni, którzy notorycznie kradli nasze teksty i to mega wkurwiało, mimo, iż dla nas to był “tylko” wolontariat i to, czy opłacimy z tego czynsz lub będziemy mieli na leki dla dziecka nie było od tego w żaden sposób zależne. A co dopiero ma powiedzieć zawodowy dziennikarz, podcaster czy grafik, który włożył w swoje dzieła lata pracy, trudu i środków i nagle miałby stracić źródło utrzymania, bo ktoś uznał, że to wyzyskiwacz i że teraz ma sobie, wraz z rodziną, radośnie jeść tynk ze ścian…
Ad "Tylko że własność intelektualna nie została i nigdy nie służyła “małym twórcom”. - to, że często nie szanują ich pracy - niektórzy z braku świadomości (sama czasem teksty bez zgody na szmer przerzucałam, bo nie wiedziałam, że nie można), a niektórzy z premedytacji - bo dla nich ta cała rzesza ludzi to właśnie “tylko mali twórcy” niewarci ochrony, nie oznacza, że tak powinno być. I odbieranie im prawa do zarobku w imię “nie możesz opracować własnego wzoru chusty” tudzież “pracowałaś 3 lata nad ksiażką, teraz nic z tego nie masz a książka jest publiczna, bo nie jesteś Disnayem, a niektórzy lubią Kropotkina” w żaden sposób nie sprawi, że takie postępowanie stanie się etyczne. Można dyskutować na temat tego, jak powinno wyglądać prawo autorskie, co w jego granicach powinno być, a co nie powinno być legalne, jakie dodatkowe prawa powinny chronić twórców i twórczynie itp. - ale sama koncepcja ochrony ich twórczości zdecydowanie jest ok i nie jest “do zaorania”, wręcz przeciwnie. Tu nie USA - opracujesz sobie wzór swetra, to masz prawa autorskie do wzoru tego swetra, bez żadnych dodatkowych landlordów czy patentów. I masz prawo na nim zarabiać. Ktoś inny może sobie wydziergać podobny sweter na własne potrzeby, ale jak chce zarabiać na twoim - powinien uzyskać twoją zgodę lub wymyślić inny wzór. Proste. Kiedyś czytałam wywiad dot. tatuaży - ktoś się twórczyni wzoru wycinanki zapytał, czy może sobie wydziarać jej wycinankę. I to było jak najbardziej ok. Już abstrahując od praw autorskich (bo może w ramach dozwolonego użytku by przeszło…) - w ten sposób po prostu okazuje się ludziom szacunek.
Ad “Oraz o to jak piractwo nie zabija sztuki” - to dużo bardziej skomplikowane, dochodzi kwestia modelu biznesowego, gigantów typu Empik, zmiany nawyków konsumenckich (ludzie nieraz wolą durny filmik z tik toka niż dobrą książkę) itp. A z drugiej strony twórca na tym traci. Sama np. pożyczam papierowe książki - bo wiem że albo do mnie wrócą, albo zostaną “na wieczne nieoddanie” u pożyczającego, ale boję się pożyczać e-booki. Bo nigdy nie wiem, co pożyczający z tym zrobi.
“Fakt że sztukę można robić tylko albo jak się jest bogatym, albo jak się ma dobrego sponsora, albo po zapieprzaniu w fabryce, to realia wyzysku także na bazie własności intelektualnej.” tyle, że teraz można robić sztukę będąc przeciętniakiem - nie daje to kokosów, ale daje dochód. To odbieranie twórcom i twórczyniom prawa do zarabiania na swojej pracy (i de facto tym samym prawa do jakiejś godności) sprowadzi ich pracę do takiej, którą mogą robić tylko bogaci. Innych dziedzin (bo to często popularyzowanie wiedzy, dziennikarstwo itp.) także to dotyczy.
I żeby nie było - sama święta nie jestem, nieraz coś przerzucę (mem najczęściej ;p), a w czasach studenckich zachowywałam się jak wszyscy, nieraz mam wątpliwości, czy prawo autorskie nie idzie w jednej kwestii za daleko, w innej - wręcz przeciwnie, ale nie mam wątpliwości co do tego, że powinno być chronione.
a koncept własności intelektualnej i tak jest do zaorania z perspektywy wolnościowej i lewicowe
“a koncept własności intelektualnej i tak jest do zaorania z perspektywy wolnościowej i lewicowe” - nie jest. Lewicowość polega m. in. na ochronie praw pracowniczych - więc stwierdzenie, że osoba wykonująca pracę artystyczną, graficzną, muzyczną, rękodzielniczą, dziennikarską, pisarską, etc. nie ma prawa do swojego zarobku, bo ktoś sobie uznał, że cały dorobek jej pracy jest “dobrem publicznym” podchodzi pod wychwalanie wyzysku. Tutaj kluczowe jest prawo wyboru twórcy czy twórczyni - czy i w jaki sposób chce na swoim dziele zarabiać. A nie oszukujmy się - co innego wrzucić wolontariacko krótki tekst na szmer czy fb, co można zrobić “po godzinach”, a co innego poświęcić np. 3 lata życia na solidną książkę. Jeśli ludzie mają to robić (tzn. być na stałe pisarzami i pisarkami, dziennikarzami i dziennikarkami, grafikami i graficzkami itp.) - to muszą być w stanie się z tego utrzymać. Chyba, że oddamy prawo do tworzenia jedynie takim ludziom, którzy żyją np. z bycia akcjonariuszami, wynajmu licznych nieruchomości itp. i w związku z tym mogą zająć się nieodpłatną twórczością w czasie wolnym - ale to znów “lewicowe” nie będzie.
Chyba żadna korpo nie przestrzega praw pracowniczych ani nie szanuje ochrony danych, ale przy Xiaomi dochodzi kwestia powiązań z chińskim reżimem i ryzyko, że dodali jakiś szpiegowski dodatek nieujęty w specyfikacji…
kiedyś używałam. Ale raz, że szmer się słabo indeksuje, dwa - często pod wrzuconymi tekstami musiałam się z nich tłumaczyć, jakbym to ja była ich autorką. A dlaczego jest tak napisane, a dlaczego z takiego a nie innego serwisu…Co pochłaniało dużo czasu i energii, które można przeznaczyć na coś innego. A tak to jest wszystko w jednym - ale widać, że to “tylko” prasówka, a nie moje osobiste uwielbienie dla cyberdefence24 czy innego spiderweba (ok, można mnie słusznie podejrzewać o osobiste sympatie wobec Panoptykonu, techspresso.cafe czy ICD - tych się wypierać nie zamierzam, wręcz przeciwnie ;p). No i jak coś komuś z tej prasówki szczególnie przypadnie do gustu - to może wrzucić na szmer :)
Nie neguję, że to rzeczywiście w związku z jakością twittera - zauważam po prostu dziwną korelację czasową ze skargą NOYB przeciwko KE dot. mikrotargetowanej reklamy na twitterze dot. kontroli czatu ;)
Ok, niniejszym warto dodać pana Michała Śmiecha, autora powyższego tekstu, do ludzi siejących zamęt i dezinformację. Polska od początku była przeciwko kontroli czatu i zwykle jest wymieniana w jednym rzędzie z Niemcami, Austrią i Szwecją. Owszem, z opcją “żeby rodzice mieli dostęp” - ale to kwestia kontroli rodzicielskiej i konfiguracji urządzenia, a nie masowej inwigilacji na skalę unijną. To żaden “kontrast”. “Polska i Węgry wśród przegranych”? Wtf? Przecież są po przeciwnych stronach barykady. Jeśli już, to więcej sensu miałby tytuł “Unia chce podsłuchiwać, Polska się nie zgadza”. Czyli odwrotnie, niż w nagłówku
Ja mam, przydatne w przypadku nagłych wyjazdów zagranicznych lub płacenia w zagranicznym sklepie
“w każdym normalnym kontekście” zakazywanie dowolnego produktu stanowi skomplikowany i złożony problem, a poczynania Tik Toka czy to w USA, czy w Polsce są znaną praktyką. Fediwersum to nie tik tok, do wywołania inby potrzebujesz czegoś więcej, niż rzucenie obraźliwego komentarza. Żegnam :-)